Iść za Maryją
Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem… Łk 1, 39 – 56
Jestem chrześcijaninem, a więc kimś, kto chce chodzić wiernie po śladach Chrystusa. Dziś, aby pójść za Chrystusem, potrzebowałem pójść za Maryją. Bo Bóg – i to nie przestanie mnie zadziwiać – jako najpokorniejszy z pokornych, ukrył się w łonie młodej dziewczyny.
Idę więc za Maryją i okazuje się, że idziemy w gościnę do jej krewnej. Idziemy z pośpiechem, szybko. Dziś, kiedy zbyt często jestem zajęty sobą i swoimi sprawami, albo kiedy traktuję bliźniego zbyt instrumentalnie – pośpiech Maryi mnie porusza. Idzie do krewnej nie po to, by coś od niej dostać. Idzie jej pomóc, idzie dać swój czas i siły. Tak po prostu. Owszem, dowiedziała się, że krewna jest w stanie błogosławionym i to ją do tego zmotywowało. Ale pośpiech sugeruje, że nie zawahała się ani chwili. Nie kalkulowała. Prosta dziewczyna – Miriam.
Idziemy w góry. Aby spotkać się z bliźnim potrzeba czasem pokonać góry. Niekoniecznie te geograficzne. Bo zbyt wiele między nami narasta niechęci, uprzedzeń, wręcz wrogości, napięć, nieporozumień. Aby naprawdę się z kimś spotkać, trzeba pokonać nie lada wspinaczkę. Czuję w sobie wiele trudności i oporów przed zbliżaniem się do bliźnich. Czasem mniejsze, czasem większe, ale one są. Przeważnie są to lęki o siebie, czy zostanę przyjęty, czy mnie nie wyśmieją, nie potępią, nie poniżą. Kruche ego, które się boi. Ale jeśli chcę iść za Jezusem, to teraz wraz z Maryją chcę iść w góry. Bo nie ma innej drogi. Bo siłę daje Bóg.
A na miejscu? Maryja pozdrawia Elżbietę. Jakież to musiały być słowa, które przyniosły takie skutki. Elżbieta jest cała poruszona, tak samo jak dziecko w jej łonie. Napełnia ją Duch Święty, Duch miłości, pokoju, łagodności, cierpliwości, dobroci i wszelkiej łaski. Pozdrawiać ludzi w taki sposób, by wywoływało to w nich tak błogosławione skutki. By wzbudzało nie tylko uśmiech na ich twarzy, ale radość i pokój w sercu, nadzieję i odwagę, wiarę w Miłość, która stała się Ciałem.
Tymczasem jakoś łatwiej przychodzi kryć się za parawanem półsłówek i półprawd, cynizmu i szyderstwa, drobnych szpilek wbijanych w człowieka w najmniej spodziewanym momencie. A tymczasem, kiedy idzie się do bliźniego z Jezusem, kiedy daję mu z siebie najlepsze słowo, krzepiące, leczące, błogosławiące – wtedy dzieją się cuda. Wtedy Bóg jest uwielbiony, wtedy pokora zwycięża, a miłosierdzie dobrego Boga rozlewa się wokół.
św Jan Bosko mówił”Ten, kto pokłada ufność
w Maryi, nigdy nie zazna zawodu”oraz „Zawierzcie każdą rzecz Jezusowi Eucharystycznemu i Maryi Wspomożycielce, a zobaczycie, co to są cuda”.
To prawda, im bardziej przybliżam się do Maryi przestaję się bać. Zaczynam rozumieć, co to znaczy kochać nieprzyjaciół…
doświadczam Jej obecności w każdej minucie i czuję się tak bardzo kochana… (mogłabym opowiadać o TYM bez końca)
Od 3lat modlę się „Nowenną Pompejańską” i rzeczywiście oglądam CUDA 🙂
Dziękuję Ci Ojcze za cudowne świadectwo
A tymczasem, kiedy idzie się do bliźniego z Jezusem, dajemy mu najlepszą cząstkę. Pochylamy się nad bliznim z wielka troską i miłością. Cóż więcej trzeba. Nie jest ważne ” co stoi na stole’ ale ważne co jest w sercu 🙂