Ja, poganin
Należało głosić słowo Boże najpierw wam. Skoro jednak odrzucacie je i sami uznajecie się za niegodnych życia wiecznego, zwracamy się do pogan. Dz 13, 46 – 49
Te słowa Pawła i Barnaby zastanowiły mnie dziś. Zapytałem siebie: ile we mnie jest poganina? Ile człowieka, który tak naprawdę nie chce się nawracać, nie chce żadnych zmian, nie chce niczego lepszego? Zarówno Jezus jak i Apostołowie najpierw zwracali się do Żydów. Do tych, którzy najlepiej byli przygotowani na przyjęcie słowa Bożego i Mesjasza. Do tych najpobożniejszyj, najbardziej światłych i oddanych Bogu. Do nich idą najpierw, ale okazuje się, że zostają odrzuceni, nieprzyjęci, potraktowani wrogo. Idą więc do pogan.
Też uważam siebie za tego, który zna Boga, który jest pobożny, wierzący, oddany Bogu, modlący się… Ale ile we mnie jest poganina? Ile człowieka zamkniętego na dobro, na bliźniego, na słowo Boże. Ile we mnie jest skostniałości, marazmu, bronienia za wszelką cenę „status quo”. Bo przecież jest dobrze, jest OK., po co to zmieniać, po co nawracać. Te drobne niedoskonałości, które przecież każdy ma, to się jakoś przypudruje i nie będzie widać. Ukryje się je jakoś – dobiorę odpowiednią maskę i będzie dobrze. Maskę „wszystko-wiedzącego”, maskę „mądrego”, maskę „mającego zawsze rację”, maskę „pobożnego i rozmodlonego”, maskę „wiecznie zajętego ważniejszymi sprawami”, maskę „zmęczonego ciężką pracą”…
Ile we mnie jest poganina, który tworzy sobie swoje własne „prawa” i własne „tradycje”, których trzymam się jak pijany płotu, nie chcą tak do końca słuchać Ducha Świętego, nie chcąc Mu się poddać i przekraczać moich słabości, lęków i bierności. Jak bardzo trzymam się swoich schematów, które czasem są ważniejsze niż dogmaty Kościoła… jak bardzo chcę po swojemu…
Panie Jezu… oby Ci się nigdy nie znudziło przychodzić do mnie ze swoim Słowem. Oby Ci się nie znudziło drążyć moje serce ciągle bardziej i bardziej, aż się przebudzi ta część śpiąca, nieświadoma, zatwardziała, skostniała, mało podatna na porywy Ducha. I oby też nie zabrakło mi cierpliwości do siebie samego i elastyczności duchowej – by mi się ciągle chciało! Bo widzę, że z wiekiem coraz mniej mi się chce nawracać, coraz mniej zmieniać. Daj, Panie, łaskę, by mi się ciągle chciało – bym się nie zasklepił w tym, co moje, co „ego”.
Niestety bardzo lubię i puder i maski.
To takie bezpieczne … ale tylko w tym życiu
Panie Jezu… oby Ci się nigdy nie znudziło przychodzić do mnie ze swoim Słowem. Oby Ci się nie znudziło drążyć moje serce ciągle bardziej i …….. coraz doskonalej…. coraz lepiej….bo prawdziwe złoto w tyglu ognia jest palone 🙂
Ostatnio bardziej wsłuchuję się w siebie i to rozważanie o poganinie we mnie jest mi bardzo bliskie.
Panie Jezu daj mi odwagę i siłę i wytrwałość by iść tą drogą dalej, nawet jeśli to będzie bolało. Chcę zobaczyć to wszystko co zamyka mnie na Ciebie, co zniewala.