Nie wiedząc
Nie zapominajmy też o gościnności, gdyż przez nią niektórzy, nie wiedząc, aniołom dali gościnę. Hbr 13, 1 – 8
Zastanowiły mnie dziś te słowa. Niektórzy, nie wiedząc, aniołom dali gościnę. Nie wiedząc… Pokierowały mnie one w stronę drugiego człowieka i tego, by absolutnie do nikogo się nie uprzedzać, by chcieć wszystkich ludzi traktować równo. Bo mogę aniołom dać gościnę. To zakłada również pewną czujność, taką wewnętrzną postawę, nakierowaną wybitnie na drugiego człowieka. Zupełny brak kalkulacji, manipulowania emocjami, zamykania się w sobie czy urządzania wygodnego życia. Drugi człowiek – każdy – staje się aniołem.
Nie wiem kim jest ten drugi, nawet gdy go dobrze znam. Znam go bowiem o tyle, o ile wpuści mnie w swoje życie, o ile pokaże mi różne zakamarki swojego serca. Tyle i więcej nic. Tyle o drugim wiem. Bardzo często więc, o drugim coś wiem „nie wiedząc” tak naprawdę. Traktowanie wszystkich równo nie jest łatwe. Szczególnie tych, którzy nie są mili, przyjaźnie nastawieni, życzliwi. Kosztuje mnie to wiele, ale walczyć o to warto. Czasem przypominam sobie słowa Jezusa, że „słońce wschodzi dla dobrych i złych; deszcz pada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych”. Bóg w miłości nikogo nie faworyzuje. A może jednak? Tu skłaniał bym się ku temu, że jeśli kogoś „faworyzuje” to tych, których być może ja odrzucam, którzy u mnie są na samym końcu, a może którzy są na samym końcu całego świata – biedni z biednych, odrzuceni z odrzuconych…
Pamiętajcie o uwięzionych, jakbyście byli sami uwięzieni, i o tych, co cierpią, bo i sami jesteście w ciele. Zapytałem siebie o empatię, o umiejętność wczucia się w sytuację drugiego człowieka. Z tego bierze się sąd o bliźnim, który jest sądem usprawiedliwiającym (zbawiającym) i miłosiernym, a nie potępiającym. Jakbym sam był uwięziony – może nie w więzieniu państwowym, ale własnego lęku, nierozsądnych oczekiwań, wymówek, ucieczek… I choć może teraz nie cierpię, to jednak nie mogę zapominać, że przez to nie jestem lepszy od tych, którzy cierpią. Mocno to widzę w hospicjum, pośród chorych, którzy cierpią nieraz ponad miarę. Czy potrafię się wczuć i „nie wiedząc” przyjąć człowieka takiego, jakim jest, z jego doskonałościami i słabościami. Wiem, że to temat może wyświechtany, stary, ciągle wałkowany. A przecież tyle z nim problemów w codzienności. Bo w bliźnim jest Bóg (tak jak i we mnie). Bo w bliźnim jest klucz mojego zbawienia. A zbyt często szukam go zupełnie gdzie indziej, nie wiedząc…
Bo mogę aniołom dać gościnę.
W ” gościnie” nie patrzę co stoi na stole, tylko czy mile jestem widziana w tym domu. I to ma i miało dla mnie duże znaczenie.
O gościnie aniołów dużo jest w Starym Testamencie. właśnie czytając to ” rozważnie” cofnęłam się do ST 🙂