Być posłanym
Jezus przywołał do siebie Dwunastu i zaczął ich rozsyłać po dwóch. Mk 6, 7 – 13
Dzisiejszy tekst mówi wprost o tym szczególnym powołaniu do głoszenia panowania Boga. Ale do mnie jakoś przemawia także na innym poziomie, który byłby bliższy wszystkim wierzącym. Jezus przywołuje do siebie każdego człowieka, każdego chrześcijanina i posyła go w świat. Ma iść w to miejsce, które sobie wybierze i tam pomniejszać władzę zła przez poszerzanie dobra. Mam mocą dobra zwyciężać zło i przez to poszerzać panowanie Boga w świecie. Oczywiście zacząć należy od siebie.
Porusza mnie też zawsze to, co Jezus mówi o środkach i przedmiotach, jakie mam zabrać. Do tego, by szerzyć dobro, nie potrzebuję być w żaden sposób zabezpieczony. Nie potrzebuję żadnych gadżetów – mam iść taki, jaki jestem. Moją podporą ma być sam Bóg – tak rozumiem ową „laskę”, jaką może mieć apostoł. Pomyślałem również o tym, że nigdy nie da się w pełni zabezpieczyć na życie i nie mam tego robić. W pewien sposób mam iść do ludzi bezbronny. Przecież sam Jezus mówi, że jedni mnie przyjmą, a inni nie. A co, jeśli mnie zranią, skrzywdzą, wyśmieją, odrzucą… czy na to można się zabezpieczyć? Można, ale grozi to zamknięciem na wszystkich i na wszystko. Włącznie z Bogiem. A tego nie chcę. Otwartość zaś jest podatna na zranienia i krzywdy.
Kiedy wejdę do jakiegoś „domu”, mam tam pozostać. Pomyślałem o jednej rzeczy, mianowicie, by nie gonić za tym, co atrakcyjne, co milsze i przyjemniejsze. Skoro tu mi się nie podoba, pójdę gdzie indziej. Dla Jezusa jedynym powodem pójścia gdzie indziej jest fakt nieprzyjęcia mnie, odrzucenia, a nie tego, czy mi się gdzieś podoba, czy nie. Już jakiś czas temu dotarła do mojej świadomości myśl, że łatwiej jest (atrakcyjniej) pracować z osobami młodymi, studentami – to wdzięczne osoby, rozumiejące wiele spraw, chętne do współpracy. A np. osoby starsze, chore, niepełnosprawne? Są w tych kategoriach mało atrakcyjne, czasem mało rozumiejące. I co? Odrzucić je? Zostawić samym sobie? Bardzo mnie ta myśl porusza, szczególnie wtedy, kiedy prowadzę rekolekcje dla takich starszych osób i gdzie niektórzy uważają, że „nie ma sensu się dla nich wysilać”. Ma sens. Chcę zostać w tym domu, gdzie mnie przyjmą, nie goniąc za tym, co przyjemniejsze i atrakcyjniejsze.
A ci, co odrzucają, którzy nie chcą przyjąć i słuchać? Co z ludźmi, którzy mnie denerwują, albo którym jestem obojętny, mało znaczący, lekceważony? Znów pomyślałem o zabezpieczeniach, których Jezus mnie pozbawia. Mam iść ze świadomością, że mogę ponieść klęskę, że mogę nie dać rady, że właśnie mnie odrzucą. Moje głoszenie, moje rozsiewanie dobra może być porażką i niekoniecznie z mojej winy. To wcale nie jest łatwe do przyjęcia. Zapytałem siebie samego: czy zgadzasz się na to? Że to, kim jesteś i co robisz, wcale nie musi być sukcesem?
Panie Jezu, naucz mnie ryzykować dla Ciebie, dla dobra, dla miłości. Naucz mnie wybierać dokładnie to, co Ty wybierałeś, a co nie zawsze były atrakcyjne i przyjemne. Naucz mnie przyjmować porażki i klęski i znajdować w nich Ciebie, który jesteś moją jedyną podporą i wsparciem.
„Porusza mnie też zawsze to, co Jezus mówi o środkach i przedmiotach, jakie mam zabrać. Do tego, by szerzyć dobro, nie potrzebuję być w żaden sposób zabezpieczony. Nie potrzebuję żadnych gadżetów – mam iść taki, jaki jestem.”
Fajne słowa. Szkoda że tylko słowa, w kontekście walki o Komisję Kościelną, 0.5 czy 0.3% podatku, walkę o miejsce na multipleksach i tysiące innych „zabezpieczeń”.
Panie Jezu, naucz mnie ryzykować dla Ciebie, dla dobra, dla miłości.
Dlaczego ludzie wstydzą się mówić o Jezusie ? A jeśli już mówią, to nadużywają słów o znaczeniu Boskim ?
Po raz kolejny Ci, Ojcze, dziękuje.
Bardzo mocno.
Dobrze, że piszesz.